W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Zamknij
Gmina Iłów

Apel Pamięci

A pomniejsz czcionkę A standardowy rozmiar A powiększ czcionkę
"Niedziela, 17 września 1939 roku była, jak wiele poprzednich dni,  upalna, słoneczna, ale nadciągające chmury zwiastowały burzę i deszcz, na który wszyscy czekali do ponad dwóch miesięcy.

Wojna trwała nadal, a okrążone oddziały polskie nad Bzurą toczyły ostatnie boje obronne z nacierającymi ze wszystkich stron zagonami pancernymi wroga.

Iłów znalazł się w tym ogromnym, wciąż zaciskającym się pierścieniu niemieckim, z którego wyjścia nie było. Los wojny rzucił nas w te strony jako uciekinierów z Ciechanowskiego, które Niemcy zajęli już 4 września.

Jako trzynastoletni wówczas chłopiec obserwowałem wydarzenia tej pamiętnej niedzieli i do końca życia ich nie zapomnę.

Z Łęgu przed nacierającym od wschodu nieprzyjacielem uciekliśmy w kierunku Iłowa, aby o świcie 17 września stanąć u jego wrót. Iłów przypominał ogromny jarmark bądź odpust. Zgromadziło się tu tysiące uciekinierów i wojska z rożnych stron Polski. Powstało wielkie zamieszanie i dezorientacja. Dalej uciekać nie było gdzie.

Nad naszymi głowami przeleciał niemiecki samolot "storch". Takich zwiadowczych przelotów nie było wiele, toteż nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nikomu też nie przeszło przez myśl, że za chwilę wykonany zostanie przez Luftwaffe wyrok na spokojnym osiedlu i bezbronnym tłumie.

Czterdzieści, a może więcej junkersów zwanych "stukasami" spadło jak grom z jasnego nieba, wysypując śmiercionośny ładunek. Powstała ogromna panika. Byli pierwsi zabici i ranni, spłoszone konie z częścią pojazdów wpadały na ludzi. Po zrzuceniu bomb zaczęła się straszliwa masakra z broni pokładowej, której towarzyszyły syreny. Godzinę trwał pogrom, po czym samoloty odleciały na północ, pozostawiając straszliwe spustoszenie.

Tego dnia nieprzyjaciel kilkakrotnie atakował Iłów i jego okolice w podobny sposób. Najgroźniejsze były naloty o godz. 13-tej i 15-tej.

Nasz kryjówka była bezpieczna. Stanowił ją dość gruby parkan okalający kościół, a w jego narożnikach były wnęki przystosowane widocznie do ubierania ołtarzy w czasie uroczystości Bożego Ciała. Właśnie zbliżała się godzina trzynasta, gdy nad osiedlem pojawiła się nowa formacja "stukania". Rozpoczęła się rzeź niewinnej ludności i zagłada osiedla. Na domiar złego nad Iłów nadciągnęła burza z piorunami. Na spowite dymem i kurzem osiedle spadł ulewny deszcz. Bomby na przemian z piorunami dodawały grozy. Głębokie leje od bomb wypełniła brudna woda połączona z krwią zabitych i rannych.

Wróg nie dawał chwili wytchnienia. O godzinie piętnastej nastąpił ostatni skuteczny atak na kościół i jego najbliższe otoczenie. Byliśmy śmiertelnie zagrożeni. Wnęka w parkanie nie chroniła już nas. Po tym, jak kilka bomb eksplodowało wewnątrz kościoła, schroniliśmy się w dzwonnicy . Grube jej mury i sklepienia  stanowiły osłonę przed bombami i kulami z broni pokładowej. Ojciec, który wraz ze mną i bratem tu się skrył, ogarnął nas wymownym spojrzeniem, gdy skowyt spadających bomb zagłuszył wszystko. Na głowy posypał się tynk, zakołysały się trzy wiszące nad głowami dzwony, a od wschodniej strony bomby obnażyły głęboki kamienny fundament dzwonnicy. To ta dzwonnica ocaliła nam życie.

Jeszcze widać było odlatujące samoloty, gdy od strony Wisły nadlatywała nowa fala groźnych piratów. Słońce miało się ku zachodowi, oświetlając jaskrawym blaskiem kabiny wrogich samolotów. i w tym właśnie momencie ukryta w pobliskich zaroślach i olszynie zagrzmiała z ocalałych dział polska artyleria przeciwlotnicza. Wróg zawrócił. Dochodziła godzina siedemnasta trzydzieści. Osiedle płonęło i umierało.

Najbardziej wzruszający i tragiczny widok stanowiły ciała zabitych żołnierzy - młodych chłopców. Nigdy nie zapomnę, jak przejeżdżając obok na wpół rozwalonego domu, patrzyłem na umierającego żołnierza, którego oczy na tle kredowobiałej twarzy błądziły po niebie, chłopak tchnieniem wywoływał imiona swoich bliskich.

Nadszedł poniedziałek 18 września. Dookoła cisza, ani jednego wystrzału, nie widać wrogich samolotów.

O godzinie dziesiątej na dachach wsi pojawiły się białe flagi. Rozpacz ściskała gardła - kapitulacja. Obok, polami i łąkami szli w kierunku Niemców nasi żołnierze i gdzieś tam składali broń. Wkrótce ujrzałem Niemców i polskich jeńców, którzy zbierali żywność i pościel dla naszych rannych żołnierzy zebranych z pól do chłopskich chat". - wspominał Henryk Solecki.

17 września 1939 roku Iłów znalazł się w ogromnym, zaciskającym się pierścieniu niemieckim. Zgromadziły się tu tysiące uciekinierów i wojska z różnych stron Polski. Panowało wielkie zamieszanie i dezorientacja. Niemcy zbombardowali osadę, zginęli żołnierze i ludność cywilna.

- Drodzy Mieszkańcy gminy Iłów - 17, 18 września - w 81. rocznicę uczcijmy pamięć poległych podczas bombardowania w 1939 roku.  Zapalmy znicze na grobach żołnierzy, przy obeliskach. Zachęcam do patriotycznej postawy zarówno osoby prywatne jak i szkoły oraz instytucje. Pokażmy, że pamiętamy o tych, którzy walczyli dla naszej wolności płacąc najwyższą cenę - mówi wójt Jan Kraśniewski.